Następstwami choroby nowotworowej oraz jej leczenia mogą być zaburzenia pracy różnych układów w organizmie, w tym także układu ruchu. Czasami prowadzą do ograniczenia samodzielności i niezależności chorego, a tym samym przekładają się na pogorszenie jego samopoczucia, co może mieć wpływ na proces leczenia. Fizjoterapia onkologiczna ma na celu poprawę jakości życia chorego na każdym etapie terapii. Przynosi efekty zarówno przed rozpoczęciem leczenia (zapobieganie ograniczeniom), jak i w jego trakcie (przywracanie aktywności), a czasem także w ramach opieki paliatywnej (łagodzenie objawów). Przedstawiamy fragment wywiadu z fizjoterapeutą onkologicznym dr Agnieszką Wójcik, która wyjaśnia, na czym polega jej praca z pacjentami oraz jaką rolę pełni fizjoterapia w leczeniu nowotworów.

Kiedy osoba, u której zdiagnozowano nowotwór, powinna znaleźć się pod opieką fizjoterapeuty?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Zazwyczaj tuż po postawieniu diagnozy choroby onkologicznej cała energia człowieka jest skumulowana na tym, żeby poradzić sobie z rozpoznaniem i przygotować się do leczenia. I dopóki jest on sprawny fizycznie – co ma najczęściej miejsce aż do momentu rozpoczę­cia leczenia onkologicznego (zabiegu operacyjnego, radioterapii czy też leczenia systemowego) – raczej nie myśli o pomocy fizjoterapeuty. Leczenie rozpoczyna w takiej kondycji, w jakiej zastała go choroba: osoba sprawniejsza, która dba­ła o swoją aktywność fizyczną, zazwyczaj znosi je lepiej. Z kolei tej, która do tej pory nie znajdowała czasu na ruch, może być trudniej. Natomiast pacjenci starsi, którzy cierpią na jakieś przewlekłe schorzenia, na przykład POChP (prze­wlekłą obturacyjną chorobę płuc), nadciśnienie tętnicze czy bóle kręgosłupa, są w najtrudniejszej sytuacji. Zazwyczaj mają znacznie obniżoną sprawność fi­zyczną. W ich przypadku pomoc fizjoterapeuty – jeszcze przed rozpoczęciem leczenia onkologicznego – powinna być wręcz obligatoryjna. Jeśli do zabiegu zostały dwa, trzy tygodnie, to nawet w tak krótkim czasie, poprzez zwiększe­nie sprawności i wydolności fizycznej, można pacjenta do niego przygotować. Dzięki temu organizm będzie mniej obciążony podczas samego zabiegu, a po nim szybciej i łatwiej przebiegnie proces rekonwalescencji lub przygotowania do kolejnego etapu leczenia. Przykładowo, jeżeli u kogoś zdiagnozowano nowo­twór płuc i dodatkowo już od wielu lat choruje na POChP, niewydolność serca oraz ma wyraźne ograniczenia ruchomości kręgosłupa czy klatki piersiowej, to wiadomo, że rozwijająca się choroba znacznie przyspieszy postęp już istnie­jących ograniczeń i nasili dotychczasowe objawy. Pojawić się też mogą nowe symptomy, które u pacjenta przełożą się na trudności ze złapaniem oddechu, szybkie zmęczenie, brak sił czy utrudnione wchodzenie po schodach. Taki chory szybciej się męczy, trudniej mu się oddycha. Po operacji czy naświetlaniu te problemy mogą się znacznie nasilić. Można jednak temu zapobiec, odpowiednio szybko wdrażając postępowanie fizjoterapeutyczne. Zmniejszymy ograniczenia ruchomości i poprawimy jego parametry oddechowe na tyle, że lepiej zniesie zabieg, a po radioterapii wystąpią mniejsze skutki uboczne. Dzięki zwiększonej ruchomości klatki piersiowej będzie mu łatwiej oddychać, a co za tym idzie bę­dzie się lepiej czuł i szybciej wracał do formy. Oczywiście fizjoterapeuta dopa­sowuje swoje działania indywidualnie do każdego chorego, rodzaju nowotwo­ru, z jakim musi się zmierzyć, i tego, jakie w tej chwili największe potrzeby ma pacjent. Niestety takich osób, które trafiają pod nasze skrzydła przed terapią onkologiczną, jest wciąż za mało. Większość po prostu nie wie, że taką pomoc można uzyskać.

Ale po operacji czy innym inwazyjnym rodzaju leczenia chyba wszyscy chorzy otrzymują wsparcie fizjoterapeuty?

Tak się dzieje w dużych instytutach, na oddziałach onkologicznych, gdzie ze­społy rehabilitacyjne są zatrudnione na stałe. I tam to jest naturalne, że fizjo­terapeuta przychodzi do pacjentów, pracuje z nimi, wreszcie zleca ćwiczenia, które potem mogą sami wykonywać w domu. Rekonwalescenci mogą przy­chodzić na zajęcia usprawniające także już po opuszczeniu szpitala. Natomiast w mniejszych ośrodkach niestety bywa z tym różnie. Zdarza się, że pacjent pyta, co może robić, ale nie uzyskuje w tym zakresie żadnej odpowiedzi i tym samym nie wie, jak ważna i użyteczna jest rehabilitacja. Zatem to, czy chory skorzysta z pomocy fizjoterapeuty, czy też nie, bardzo często zależy od niego, jego wiedzy i motywacji.

Pomocy spe­cjalisty zazwyczaj szukają te osoby, które po terapii onkologicz­nej mają duże ograniczenia i same odczuwają potrzebę powrotu do większej sprawności. Ale chyba częściej z prośbą o wsparcie zgłaszają się do mnie bliscy chorego, którzy widzą, że po operacji bądź naświetlaniu pojawiły się u niego takie czy inne problemy. Mają nadzieję, że będzie można sobie z nimi poradzić, stosując określone ćwiczenia. Rozpoczęcie rehabilitacji nie zawsze jest łatwe. Często rekonwalescenci czują tak przemożne (charaktery­styczne dla choroby onkologicznej) zmęczenie, że nie mają ocho­ty ze mną współpracować. Patrzą na mnie z niechęcią, bo okre­ślenie „fizjoterapia” natychmiast kojarzy im się z wykonywaniem ćwiczeń i jeszcze większym zmęczeniem. Zresztą wcale im się nie dziwię. Oni naprawdę są tak obolali, tak zmęczeni leczeniem, że najbardziej na świecie chcieliby, żeby dano im święty spo­kój. Musimy jednak pamiętać, że im mniej taki człowiek będzie się ruszał, im bardziej bliscy będą go we wszystkim wyręczać, tym bardziej będzie słabł. A to oczywiście nie prowadzi do ni­czego dobrego. Ograniczenie aktywności i sprawności fizycznej prowadzi do dalszego zwiększenia deficytu, a to z kolei wpły­wa na pogorszenie sprawności funkcjonalnej, w konsekwencji zmniejszenie samodzielności i niezależności chorego, co może przełożyć się, niestety, również na pogorszenie wyników lecze­nia choroby nowotworowej. Można im jednak pomóc, stosując różne programy fizjoterapeutyczne. Jednym z takich programów, tak najprościej rzecz ujmując, jest postępowanie według zasady 6E. Nazwa pochodzi od pierwszych liter kluczowych aktywno­ści, które po wprowadzeniu w życie pomogą usprawnić chorego. Są to: education (edukacja), energy conservation (oszczędzanie energii), exercise (ćwiczenia fizyczne), energy restoration (odna­wianie energii), easing stress (łagodzenie stresu) oraz eating well (zdrowe odżywianie). Stosując się do tych sześciu zasad, można tak zaplanować codzienne funkcjonowanie chorego, aby pomóc mu wyjść z błędnego koła zmęczenia. Moim zadaniem jest prze­konać go, żeby zrobił pierwszy krok i zaczął ze mną współpra­cować. Mamy do wyboru naprawdę ogromny wachlarz technik fizjoterapeutycznych przeznaczonych do pracy z pacjentem. Mogę więc zacząć od bardzo delikatnych aktywności, podczas których chory nie wykona niemal żadnego wysiłku, głównie na­pracuję się ja. Ale już dzięki nim pacjent zobaczy pierwsze zmia­ny na lepsze, na przykład będzie mu łatwiej ułożyć się na łóżku, podnieść się i wstać. Im więcej będzie mógł, im lepiej będzie się czuł, tym większa jest szansa, że doceni ćwiczenia i zechce to kontynuować. (…)

Czy są takie sytuacje, kiedy nic już nie można zdziałać?

Nie ma! Zawsze można i warto poprawić komfort życia pacjenta, nawet tego, który od nas odchodzi. Przepracowałam piętnaście lat w hospicjum. Realizowa­liśmy tam rzeczy, które wydawały się kompletnie nieosiągalne. Zajmowałam się kiedyś dwudziestosiedmioletnim mężczyzną z guzem mózgu. Znajdował się pod opieką hospicjum domowego. Kiedy przyszłam do niego po raz pierwszy, nic przy sobie nie mógł zrobić – nie siadał, nie wstawał z łóżka, miał całkowicie pora­żoną lewą połowę ciała. Opiekowała się nim i jego siedmioletnim synem mama. Podczas rozmowy okazało się, że pacjent ma wielkie marzenie – odprowadzić swojego synka do szkoły. Położona była blisko, widoczna z okna jego bloku, ale dla osoby tak ciężko chorej – wydawałoby się dystans nie do pokonania. Pomimo to wyznaczyliśmy sobie ten cel. Ustaliliśmy, że podejmiemy próbę, aby jego pra­gnienie zostało spełnione. Oczywiście nie wiedziałam, czy nam się uda, i nigdy też nie obiecywałam tego temu młodemu ojcu. Ale nie mieliśmy zamiaru poddać się bez walki. Dzień po dniu, małymi krokami mój pacjent odzyskiwał sprawność: najpierw wstał z łóżka, potem nauczył się siedzieć i poruszać po domu. Pod­czas jednej z kolejnych wizyt nie tylko sam otworzył mi drzwi, ale również zrobił w kuchni kawę i przyniósł nam do pokoju. Wówczas odetchnęłam, byłam już niemal pewna, że osiągniemy jego wymarzony cel. I rzeczywiście pewnego dnia ojciec wziął za rękę swojego synka i odprowadził go do szkoły.

Fragment wywiadu pochodzi z książki „SIŁA ŻYCIA. Podaj dalej…” wydanej przez firmę Nutricia w 2017 r., której autorką jest Dorota Mirska-Królikowska. Publikacja powstała z myślą o pacjentach onkologicznych oraz ich bliskich.  Czytelnicy znajdą w niej prawdziwe historie chorujących na nowotwory oraz wywiady ze specjalistami pracującymi na oddziałach onkologicznych. To cenne źródło wiedzy, a jednocześnie ogromna porcja wsparcia dla wszystkich szukających pomocy w walce z chorobą nowotworową.

Fragment wywiadu pochodzi z książki „SIŁA ŻYCIA. Podaj dalej…” wydanej przez firmę Nutricia w 2017 r., której autorką jest Dorota Mirska-Królikowska. Publikacja powstała z myślą o pacjentach onkologicznych oraz ich bliskich.  Czytelnicy znajdą w niej prawdziwe historie chorujących na nowotwory oraz wywiady ze specjalistami pracującymi na oddziałach onkologicznych. To cenne źródło wiedzy, a jednocześnie ogromna porcja wsparcia dla wszystkich szukających pomocy w walce z chorobą nowotworową.