Choroba nowotworowa rodzi wiele emocji nie tylko u pacjenta, ale również u jego rodziny. Najbliżsi zastanawiają się, jak mogą pomóc choremu oraz jak będzie teraz wyglądała ich codzienność. Okazuje się, że często to właśnie podtrzymywanie miłych, drobnych czynności i rytuałów dotychczasowego trybu życia może być dobrym rozwiązaniem. A w trudniejszych momentach to zrozumienie sytuacji i potrzeb osoby chorej jest kluczem do okazania potrzebnego wsparcia. O tym, jak duże znaczenie mają z pozoru drobne gesty, opowiada Iwona – żona Krystiana, u którego rozpoznano raka płuca.

W tej chwili jest dobrze. I tego się trzymajmy.

„Mój mąż, Krystian, wyniki badań otrzymał listem poleconym. Kiedy wieczorem wróciłam z pracy do domu, był już po ćwiartce gorzkiej żołądkowej i siedział z pustym spojrzeniem wbitym w komputer. Nie rozumiałam, co się dzieje. Podał mi pismo: płaskonabłonkowy nowotwór złośliwy płuca, czwarty stopień zaawan­sowania. Poczułam, jakbym dostała pięścią w twarz. Aż mi tchu zabrakło. Pokazał mi jakąś stronę w Internecie, na której szukał informacji. Ani jednej pocieszają­cej… Przytuliłam go, wzięłam za rękę i powiedziałam: – Musimy przez to przejść! Damy radę! – To było jedyne, co przyszło mi do głowy. Przy mężu trzymałam fason, ale pod jakimś pretekstem wyszłam z domu i zadzwoniłam do mamy, po­tem do siostry. Przy nich nie musiałam udawać. Szlochałam jak dziecko. Przecież cały świat mi się zawalił!

Pamiętam, że następnego dnia wstałam rano i jak zwykle przed wyjściem do pracy poszłam do łazienki, żeby się wykąpać i zrobić makijaż. Spojrzałam w lu­stro: „Mój mąż ma raka, nie wiadomo, ile życia mu zostało, a ty chcesz się ma­lować? – pomyślałam. – Po co to wszystko?” Ale szybko opłukałam twarz zimną wodą i zdecydowałam, że szkoda czasu na takie biadolenie. Krystian nie może zobaczyć, że ta sytuacja mnie przerosła. Ma widzieć silną, ładną i zadbaną żonę, a w domu zwykły pośpiech, nawet bałagan, po prostu normalną aktywność. Mia­łam nadzieję, że to da mu napęd do działania, nadzieję, że będzie dobrze. Uzna­łam, że powinniśmy żyć tak normalnie, jak tylko się da. Po prostu zaczniemy le­czenie i zrobimy wszystko, żeby było jak najlepiej. Zrobiłam makijaż, jak co dzień poszłam do pracy, do sklepu i uśmiechałam się do klientów. Bo czy oni winni, że mój mąż ma nowotwór?

Pierwsze tygodnie wcale nie były łatwe. Przyznam, że początkowo nie rozumia­łam jego reakcji i zachowań. Jeździł na chemioterapię, naświetlania, był osłabio­ny, więc starałam się okazywać mu jak najwięcej czułości, miłości. A on nic, tylko burczał. Córkę skarcił, że nie posprzątała, do mnie odezwał się ostrzej. Pewnego dnia usiadł z nami i wygłosił przemowę, że po jego śmierci pieniądze z ubezpie­czenia powinny nam wystarczyć na dwa, trzy lata w miarę spokojnego życia, a ja, jak się postaram, pewnie sobie jeszcze kogoś znajdę… No, wściekłam się! Co on mówi?! Na szczęście trafiłam wtedy do pani psycholog, która wytłumaczyła mi, co kryje się za takimi zachowaniami. Będąc szorstkim, pozornie zdystanso­wanym, stara się nas chronić. Udowadnia w ten sposób, że nadal jest głową rodziny, mężem i ojcem. W ten sposób okazuje nam swoją troskę i miłość. Byłam zaskoczona, sama nigdy bym na to nie wpadła. Poczułam też ogromną ulgę, bo wreszcie zrozumiałam, co się w tej jego głowie i w sercu dzieje.

Iwona Łupińska. SIŁA ŻYCIA. Podaj dalej.

Walczymy z rakiem płuc od kilku miesięcy. I jest to walka trudna dla całej naszej rodziny. Zauważyłam w pewnym momencie, że zachowuję się jak barometr: Kry­stian gorzej się czuje, ja opadam z sił. On ma lepszy dzień, mnie jest jaśniej na duszy. Taka huśtawka nastrojów i poczucie bezradności, gdy widzę, jak czasem siedzi zgięty w fotelu w pół, bo leki przeciwbólowe mu nie pomagają, jest strasz­na. Przyznam, że chyba bym się załamała, gdyby nie moja silna wiara w Boga. Modlę się i widzę, że moje modlitwy zostają wysłuchane. Na przykład na na­szej drodze staje mnóstwo wspaniałych osób, które zupełnie bezinteresownie nam pomagają. Kolega męża, Tomek, okazuje nam wielkie serce – zawozi męża na chemioterapię do szpitala, zabrał go na dwutygodniowy wzmacniający pobyt do hospicjum w Pucku – i zawsze odbiera telefon. Wspaniali koledzy Krystiana z pracy i jego szef, którzy pomagają mu i są bardzo wyrozumiali, gdy ma gorsze dni i nie pracuje tak wydajnie, jak kiedyś. Moje koleżanki, które wyciągają mnie na kawę, do kina, na plotki, żebym trochę przewietrzyła głowę i rozluźniła się. Mam też wielką przyjaciółkę w mojej córce Natalii. Kiedy wchodzi do domu i wi­dzi, że leżę na kanapie nakryta kocem aż po czubek głowy, siada obok, porozma­wia albo zabiera mnie na zajęcia fitnessu. Kiedy ćwiczę, jestem tak zmęczona, że nie myślę o niczym innym. Świetny reset.

Najważniejsze jest to, że nie czuję się w tym współchorowaniu sama. Moja mama i siostra, niestety mieszkają bardzo daleko, nie mogą być ze mną na co dzień, ale dzwonimy do siebie codziennie.

Mam absolutną pewność, że myślą o mnie i wspierają z całego serca. Pewnego dnia, kiedy odwiedziła nas moja siostra, ogląda­łyśmy piękne buty. Podziwiałam, mierzyłam, ale ponieważ cena była jak z kosmosu, odpuściłam. Mieliśmy w końcu inne wydatki na głowie. Po jakimś czasie przyszła paczka od mamy. A w niej te moje wymarzone buty! Tak bardzo chciała mi dać coś dobrego, co sprawiłoby mi przyjemność. Płakałam ze szczęścia. To dla mnie najcenniejsze buty świata.

W naszej rodzinie staramy się sobie nawzajem sprawiać drobne przyjemności. Oglądamy kreskówki, śmiejemy się na kabaretach, komediach, wygłupiamy. Nie dajemy się chorobie. Codziennie rano budzę się, patrzę na męża i uśmiecham się do niego. Cieszę się, że mamy przed sobą kolejny wspólny dzień. A kiedy widzę, że Krystian ma kiepski dzień, robię tyle, ile mogę zrobić. Przygo­towuję mu kąpiel stóp. Potem masuję je oliwką, wcieram balsam chłodzący. Widzę, jak mój ukochany się odpręża, uśmiecha. Nie patrzę daleko w przyszłość, nikt nie jest Panem Bogiem i nam nie powie, co będzie dalej. W tej chwili jest dobrze.

I tego się trzymamy.”

 

Książka SIŁA ŻYCIA. Podaj dalejPrzytoczona historia jest jedną z wielu zawartych w książce SIŁA ŻYCIA. Podaj dalej… wydana przez firmę Nutricia w 2017 r. Autorka – Dorota Mirska-Królikowska spotykała się z chorymi na nowotwory oraz ich rodzinami, a także z lekarzami, pielęgniarkami i innymi specjalistami z dziedziny onkologii. Ich poruszające opowieści inspirują i przynoszą pokrzepienie. Jeżeli zadajesz sobie pytanie „Skąd czerpać siły do walki z chorobą?”, przeczytaj tę książkę. Koniecznie przekaż ją dalej tym, którzy również potrzebują wsparcia.